Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Macie jeszcze w głowie ów wieczór w Rondenie,
Kiedym wam powiedział, jako się ożenię.
STARZEC: Panie królewiczu, ja nie chcę...
PEER: No, czuły
Bynajmniej nie jestem na żadne tytuły!
Dość tego!... Przypomnieć łatwo sobie możem.
Jakeście mnie chcieli oślepić swym nożem,
Aby Piotra Gynta zmienić na podjadka...
Wszak ja się broniłem wówczas do ostatka?
„Tego chcecie? — rzekłem — więc adieu, miłości,
Potęgo, zaszczyty! Pragnę jak najprościej
Być zawsze li sobą całe moje życie!”
Czy to pamiętacie? Czy to poświadczycie?
STARZEC: Przenigdy!
PEER: Dlaczego?
STARZEC: Toć pan nie wymaga
Bym krzywo przysięgał...? Wszak to czysta blaga,
Pan przecie pamięta, jak się ubrał w spodnie
Podjadków i potem pokosztował godnie
Naszego napoju?
PEER: Umieliście kusić...
Lecz w sprawach stanowczych zmóc mnie i przymusić?
Nie!... I potem właśnie poznaje się męża!...
Koniec wieńczy dzieło! Tak, koniec zwycięża!...
STARZEC:
Dobrze, żeś przypomniał koniec, drogi Pietrze!
PEER: Jakto?
STARZEC: A niech trochę pamięć ci się przetrze:
Kiedyś nas opuszczał, zapisałeś hasło
Za uchem, co odtąd w tobie już nie zgasło.
PEER: Hasło?
STARZEC: Przekonanie, wielkie przekonanie,
Mocne...