Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ODLEWACZ: Widzę, jesteś w błędzie, druhu uparty!
Obaj my nie mamy czasu na żarty.
Dotrzyjmy odrazu do rzeczy jądra:
Z twych ust popłynęła uwaga mądra,
Żeś nie jest grzesznikiem potężnej miary,
Lecz zaledwie średnim...
PEER: Tak jest, mój stary.
Jakoś się to słyszy... rzecz prawie zbożna...
ODLEWACZ:
Boć cię zbyt cnotliwym nazwać nie można.
PEER: Ja tego nie pragnę, z tem mi niezdrowo,
ODLEWACZ:
Jesteś czemś pośredniem — ni to, ni owo...
Bo, widzisz, grzeszników na wielką skalę
Na świecie dzisiejszym nie spotkasz wcale...
Brnąć w błocie, cóż to znaczy, mój panie miły:
Grzechowi trza powagi, potrzeba mu siły!
PEER: Tak, rzekłeś słusznie! Szalejże, człowieku,
Jako ci opętańce z dawnego wieku!
ODLEWACZ:
A tyś się z grzechem ciaćkał w sposób dziecięcy —
PEER: Na sukni był mi plamą i niczem więcej.
ODLEWACZ:
I tu się zgodzim z sobą... Więc nie są zgoła
Dla tych, co lubią błocko, siarka i smoła.
PEER: A zatem już mnie kara minęła wszelka.
ODLEWACZ:
A zatem do mojego pójdziesz tygielka.
PEER: Czyście na te dziwne wpadli zwyczaje,
Gdy ja cudzoziemskie zwiedzałem kraje?
ODLEWACZ:
Zwyczaj to jest stary, jak stworzenie węża;
Dzięki niemu wszystko, co dzielne, zwycięża.