Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Grób gotów i trumna już zamówiona,
Robactwo się rozhula śród twego łona,
Ale twoją duszę, najoczywistsza,
Mam zabrać w imieniu mojego Mistrza.
PEER: Jakto? Tak zaraz?... Bez zapowiedzi?...
ODLEWACZ: Taki jest obyczaj, iże sąsiedzi,
Gdy pogrzeb się zdarzy, lub przyjdą chrzciny,
O święcie tem głośnej nie ślą nowiny,
Jeno zapraszają wszystkich w cichości,
Wprzód nie uprzedziwszy swych miłych gości.
PEER: Prawda... przepraszam... Człek się zatacza...
Ktoś ty?
ODLEWACZ: Guzików masz odlewacza.
PEER: Tak, wabiów pisklę ma ilość mnogą!
Spójrz, Pietrze, spójrz, jaką kroczymy drogą!
Spójrz, dokąd doszliśmy! Lecz, starcze luby,
Ja czegoś lepszegom wart, a nie zguby!
Godniejszy ze mnie człowiek, niżby się zdało,
I czynów spełniłem dobrych niemało.
Najwyżej tom jest nicpoń — racz to rozważyć —
Nie grzesznik, co w tyglu twym ma się smarzyć.
ODLEWACZ:
W tem sęk! Grzesznikiem w wyższem znaczeniu
Nazwać cię nie można, więc też, mój leniu,
Piekła mieć nie będą z ciebie pociechy:
Odrazu się dostaniesz do mej warzechy.
PEER: Tyglem, czy też piekłem zwij to sto razy,
Dla mnie wszystko jedno: skały, czy głazy!
Odejdź precz, szatanie!
ODLEWACZ: Za moje myto
Lżysz mnie? Zali myślisz, że mam kopyto?
PEER: Kopyto, czy lisie łapy, to wszystko jedno!
Precz! Ja już poznałem twych błazeństw sedno!