Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PEER: Lepiej uciec! Czyste śmiechy:
Dźwigać jeszcze czarcie grzechy!
Nato chyba — nie, nie kłamię —
Zbyt jest słabe moje ramię!

Inna część lasu.


PEER: (śpiewa)
Grabarz! Gdzie grabarz? Łotrzy obleśni!
Niech mi zaskomlą cmentarne pieśni!
Krepę żałobną do kapelusza —
Czeka na pogrzeb niejedna dusza.

(ODLEWACZ GUZIKÓW z pudłem, narzędziami i wielkim tyglem nadchodzi boczną drogą)


ODLEWACZ: Dobry wieczór, stary!
PEER: I wam niech będzie!
ODLEWACZ:
Dokąd-że to zmierzasz w tak szybkim pędzie?
PEER: Ku cmentarzowi.
ODLEWACZ: Ejże! W tej porze?
Lecz za przeproszeniem — nie Peer to może?
PEER: Peer Gynt, jak mówią.
ODLEWACZ: Szczęście mi służy,
Bo po niego właśnie jestem w podróży...
Muszę go...
PEER: Co musisz? I w jakim celu?
ODLEWACZ: (wskazując na warzechę)
Jestem odlewaczem, mój przyjacielu,
Muszę cię do swego włożyć tygielka.
PEER: Poco?
ODLEWACZ: Ano, widzisz, sprawa niewielka:
Muszę cię przetopić...
PEER: Przetopić? Człeku!
ODLEWACZ: Tak, co się odwlecze, to nie uciecze: