Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

CHŁOPAK: Do licha ze snami!
PEER: Jest cesarstwo moje!
Rzucam je! Chwytajcie, toczcie o nie boje!
CHŁOPAK: Czy razem z koroną?
PEER: Z najcudniejszej słomy!
Przyda się każdemu władcy znak widomy!
Jest siwy włos starca, jest dalej purchawka,
Jest broda proroka, wspaniała zabawka!
Oddać ja to wszystko człowiekowi mogę,
Co wskaże mi napis: „Tędy masz swą drogę!”
WÓJT: (który przybył tymczasem)
Precz mi się z tem wszystkiem, człeku, wynieście,
Jeżeli nie chcecie spocząć w areszcie.
PEER: (z kapeluszem w ręku)
Owszem, ale wprzód mnie objaśnij, panie,
Co zacz Peer Gynt był?
WÓJT: Głupie gadanie...
PEER: Bynajmniej! Znają go tu wszyscy...
WÓJT: Pono
Bajarz był okrutny...
PEER: Co, bajarz?
WÓJT: Mówiono,
Że co tylko bywa wielkiego na ziemi,
On to niby siły wykonał własnemi —
Tak bajał każdemu... Przepraszam, iść muszę...

(odchodzi)


PEER:
Gdzież ten dziwny człowiek podział swoją duszę?
STARSZY CZŁOWIEK:
Wyjechał za morze, w cudzoziemskie kraje, —
Dobrze się nie wiodło i zmarł, jak się zdaje,
Na haku...