Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

INNY: (z czaszką rena)
To cap jest potężny, na którym — wiesz, chłopie —
Peer Gynt po Gendyńskiej zjeżdżał kiedyś skale.
TRZECI: (z młotem w ręku, woła za oddalającym się człowiekiem w żałobie)
Znasz młot, Aslaku, którym tak wspaniale
Wyganiałeś djabła z łupiny orzecha?
CZWARTY: (z próżnemi rękoma)
Mac Moen! patrz, czapka niewidka, ta, w której
Peer Gynt wraz z Ingrydą uniósł się do góry!
PEER: Chłopcy, dajcie wódki! Jedna to pociecha
Dla starca, któremu została starzyzna
Na sprzedaż...
CHŁOPAK: Cóż sprzeda? Niechże nam się przyzna.
PEER: Mam ci ja królewski pałac w Rondenie,
Sprzedam go — kto kupi po niskiej cenie?
CHŁOPAK: Dla mnie wart jest guzik!
PEER: Żarty i przechwałki!
Za tanio, mój bracie! Napij się gorzałki!
INNY: Wesoły ten stary!

(gromada zbiera się naokoło niego)


PEER: (wywołuje) O, tutaj mój siwy!
Kto kupi?
JEDEN Z TŁUMU: A gdzie on?
PEER: Śród dalekiej niwy —
O tam — na zachodzie, kędy słońce gaśnie;
A wiecie, cwałuje, że sam Peer Gynt właśnie
Tak się na swych kłamstwach cwałować nie waży!
GŁOSY: Cóż tam jeszcze więcej macie do sprzedaży?
PEER: Jest złoto i błoto! Niewiele mi, sądzę,
Da i dziś, kupione gdzieś za psie pieniądze!
CHŁOPAK: Wywołuj, co dalej?
PEER: Mam też sprzedać chętkę
Me sny o psałterzu: oddam je za wędkę!