Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PEER: Peer Gynt? Co zacz to?
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE: Jest sprawa taka:
Był krewnym zmarłej, a i Aslaka.
CZŁOWIEK W SZAREM UBRANIU:
Ze mną pamięć twoja czyli jest w zwadzie?
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE:
A masz ty w pamięci ten śpichrz w Haegstadzie?
CZŁOWIEK W SZAREM UBRANIU:
Tak, tak, zabawna to była sztuka!
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE:
Zda mi się, że ona i śmierć oszuka.
CZŁOWIEK W SZAREM UBRANIU:
Chodźmy, mój szwagierku! Kielich na zgodę!
CZŁOWIEK W ŻAŁOBIE:
Djabeł ci szwagierkiem! Szwagrostwo zbyt młode!
CZŁOWIEK W SZAREM UBRANIU:
Co się nam kłócić! Widzę najpewniej,
Żeśmy tutaj wszyscy Piotra Gynta krewni,

(obaj odchodzą)


PEER: (pocichu)
Wszędzie znajomi.
MŁODY CHŁOPAK:

(za odchodzącym człowiekiem w żałobie)


Aslaku miły,
Nie pij-że za wiele, bo i z za mogiły
Porządne ci wały macierz dać gotowa!
PEER: (wstaje)
Trudno jakoś wierzyć w agronomów słowa,
Że ziemia wonniejsza, im głębiej się kopie.
CHŁOPAK: (ze skórą niedźwiedzią)
Kot z Dowru! Ta skóra przecenna, rzadka,
W Boże Narodzenie zjadła podjadka.