Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

PASAŻER: To, co w popielniej leży urnie,
Nie chodzi wiecznie na koturnie.
PEER: Precz, ty, straszliwcze! Precz mi stąd!
Ja pragnę cało wyjść na ląd!
PASAŻER: Wyjdziesz, bo nie zmarł nikt na świecie
W środku piątego aktu!...

(znika)

PEER: Plecie,
A ze wszystkiego, oczywista,
Wyłazi płytki moralista!

Cmentarz. W małej górskiej parafii.
Pogrzeb — PASTOR i gmina — śpiewają ostatni wiersz pieśni — nadchodzi PEER GYNT.

PEER: (w bramie cmentarnej)
Chowają ziomka! Dank wam, nieba,
Że to nie mnie tam kłaść się trzeba!

(wchodzi)

PASTOR: (mówi nad grobem)
Teraz, gdy wgórę płynie dusza żywa,
A tu cielesna tylko jej pokrywa, —
Rozważmy sobie, wierni chrześcijanie,
Jak chadzał zmarły po tym ziemskim łanie.
Ani bogaty w rozum, ni dobytek,
Słabego głosu, mizerny był wszytek.
Słowa z ledwością płynęły mu z wargi,
Niewolę w domu znosił też bez skargi,
A zaś w kościele tak się kornie słania,
Jakby się lękał wysłuchać kazania.
Z Gudbrandzkich nizin, wiecie, moi mili,
Przybył chłopięciem w nasze okolice;
Wiadomo również, że swoją prawicę
Chował w kieszeni do ostatniej chwili.