Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KAPITAN: (potrząsa głową) Nie! Tylko zgóry,
Z masztu, gdy dzień jest niezbyt ponury,
Widać Galdhoeppig...
PEER: A gdzie też leży
Härteig?
KAPITAN: (pokazuje) Tam!
PEER: A, tak.
KAPITAN: Pan tych wybrzeży
Świadomy jest, widzę.
PEER: Przed laty dawnemi,
Jako młody chłopak zwiedzałem te kraje,
A w garnku najdłużej wszak osad zostaje.

(spluwa i wzrok nieruchomy wlepia w wybrzeże)

Więc tam, gdzie się w graniach mgła kłębi i dymi.
Gdzie zieją przepaście, posępne, jak groby,
Tam ludzie mieszkają...

(patrzy na kapitana)

Nędzarzy chudoby
Coś zrzadka się gnieżdżą?
KAPITAN: Tak, tak, do sąsiada
Dosyć jest daleko sąsiadom...
PEER: Powiada
Kapitan, że będziem przed rankiem?
KAPITAN: Ha! Może,
Jeżeli nas psota nie wstrzyma.
PEER: Na dworze
Zaciąga się coś zachód...
KAPITAN: O, tak, tak!
PEER: Mój drogi
Człowieku, ja chciałbym też coś dla załogi —
Cośkolwiek... Więc proszę, gdy będzie się trzeba
Rozliczać, przypomnij pan...
KAPITAN: Dzięki!