Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Musisz krakać, jak i one” —
Dawne głosi nam przysłowie;

(głośno)

Druhu, język ci mój powie,
że są puszcze i w Maroku,
Gdzie na każdym ci się kroku
Stado małp napotkać zdarzy,
Które żyją bez pieśniarzy;
Tak, prarykiem Malebarów
Rozbrzmiewa tam każdy parów...
Cóż ty na to, druhu stary,
Gdybyś przeniósł tam swe lary
I penaty...?
HUHU: Dzięki, panie!
Jako pragniesz, tak się stanie!

(z wielkim gestem)

Wschód odpycha swoje wieszcze,
Zachód ma swe małpy jeszcze!

(idzie dalej)

BEGRIFFENFELD:
A co? Nie był sobą? W każdym swoim czynie
Przepełnion jest sobą jedynie.
Siebie li on daje we wszystkiej potrzebie,
Przez to będąc sobą, że odszedł od siebie.
Teraz ci innego przyprowadzę z tłumu,
Który również wcześniej przyszedł do rozumu.

(do Fellaha z mumią na plecach)

Cóż, wasza wysokość — cóż, królu Apisie?
FELLAH: (dziko do Peer Gynta)
Ja jestem król Apis?
PEER: (chowa się za doktora)
Ano... tak... zda mi się,
Że się na tem nie znam, lecz, sądząc po tonie,
Myślę, żeś naprawdę na królewskim tronie.