Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nieodrodny syn natury,
Wył i ryczał zwierz ten bury,
A nikt mu w tem nie przeszkadzał,
W władającej tej potędze!
Wtem na naszą przyszły nędzę
Hordy obce, złe, surowe,
By nam wydrzeć prapramowę.
I na małpę piorun spadł:
Noc czterystu długich lat!
A, wiadomo, taka noc
Narodową niszczy moc!
I z tej leśnej głuszy znikł
Nasz praprawnuk, nasz praryk
Kto wyrazić myśl swą chciał,
Do słów musiał lecieć w cwał!
Na ciemięskie wstyd kagańce,
Na przybłędów z Portugalji,
Którzy do nas zawitali,
Na Holendrów, na mieszańce
Malebarskie, którzy wraz
Skarcili nasz ryk i nas!
Ja sam jeden powstałem,
Bronię go swem sercem całem
Walczę w sposób nieugięty
Za praryk nasz arcyświęty!
W trupa wlać chcę nowe życie,
Pragnę, by ojczyste wycie
Rozbrzmiewało najpocześniej
W narodowej naszej pieśni!
Lecz błagania, prośby na nic,
Na nic ten mój trud bez granic!
Słyszysz skargę mą sierocą,
Jeśli możesz, przyjdź z pomocą!
PEER: (cicho) „Kiedy wleziesz między wrony,