Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poniósł śmierć... Do djabła, a gdzież mnie to niesie
Skrzydło wyobraźni! Wszak tam zamęt wojny!
Bądź zdrów, hellenizmie! O ciebiem spokojny!

(spogląda na zegarek)

Jakże długo czekać, nim słońce się ruszy!
Czasu nie mam dużo! Na czem to się moje
Urwały wędrówki? Dotarłem — pod Troję...

(wstaje i nasłuchuje)

Cóżto? Jakieś dźwięki w tej pustynnej głuszy?

(wschód słońca)

SŁUP MEMNONA: (śpiewa)
Z półbogów popiołów lecą w strop błyszczący
Ptacy śpiewający!
Zeus je wszechwiedzący
Na bój stworzył wrzący!
Sowa mądrości
Gdzie ptaków gości?
Zgiń, lub zgadnij w sposób gładki
Treść zagadki!
PEER: Dalibóg! Jeżeli w mózgu mi nie bzyka,
Posąg ten zadźwięczał!... Przeszłości muzyka!
Słyszałem wyraźnie, głaz ten śpiewał wszytek...
Muszę to zapisać na wiedzy pożytek...

(zapisuje w notatniku)

„Słup śpiewał...” Słyszałem dźwięki, tylko treści
Domacać się trudno... W tem wszystkiem się mieści
Widmo, zwykła złuda... Nic więcej poza tem,
Z czembym się podzielić mógł z uczonym światem.

(idzie dalej)
W pobliżu wsi Gize.
Wielki Sfinks, wykuty w skale. — W dali wieże i minarety Kairu. PEER GYNT nadchodzi, przygląda się uważnie Sfinksowi to przez lornetę, to przez dłoń zwiniętą.

PEER: Kiedyż się spotkałem i śród jakich stron