Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z stworzeniem podobnem? Z dziwadły takiemi?
Czy to na południu zjawił mi się on.
Ten człowiek-nieczłowiek, czy w północnej ziemi?
A jakże! Ten Memnon — wpadło mi w sam czas —
Staruszka mi z Dowru przypomniał widomie,
Co, zimny, jak kamień, spokojny, jak głaz,
Bez ruchu siadywał na kamiennym złomie.
Ale ten dziwoląg, dwutułowy płód,
Pół lwa, pół kobiety — czym go widział w baśni,
Czy też gdzieś naprawdę ujrzałem go wprzód?
W baśni?... Nie!... Już w oczach jest mi coraz jaśniej:
Wszakże to ci Krzywy, któregom po żebrze
Pomacał i utłukł — znaczy: śniłem w febrze!

(podchodzi bliżej)

Tak, te same oczy! Tak, te same usta!
A tylko chytrzejsza twarz, nie taka pusta.
Zresztą ten sam obraz, całkiem jakby żywy!
A zatem podobnyś do lwa, ty, mój Krzywy,
Gdy na ciebie ztyłu popatrzeć i we dnie!
Zgadujesz zagadki?

(woła na Sfinksa)

Zwierzę niepoślednie,
Krzywy, kim ty jesteś? Powiedz mi co tchu,
Jak ostatnim razem.
GŁOS Z POZA SFINKSA:
Ach! Sphinx, wer bist du?
PEER: Dziwne, po niemiecku echo odpowiada.
GŁOS: Wer bist du?
PEER: Dalibóg, wymowa nielada!
Odkrycie cudowne! Szczęśliwa godzina!

(pisze w notatniku)

„Echo po niemiecku... Dialekt z Berlina”.

(BEGRIFFENFELD wychodzi z poza Sfinksa)

BEGRIFFENFELD: Człowiek!