Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

To jest prawdziwego badacza kryterjum...
Szczęśliwszym się dzisiaj ponad wszystkich mienię,
Bo dzisiaj dopiero znam swe przeznaczenie,
Tylko się utrzymać na tej ciężkiej drodze!
Czuję, że inaczej po świecie już chodzę,
Że znów Piotra Gynta odnalazłem w sobie,
Żem jest — cesarz życia!... W tej szczęśliwej dobie
Będę robił facit, dni, które pomarły,
Gdyż dzisiejsze czasy nie warte szeląga;
Człowiek się dzisiejszy do pracy zaciąga
Jedynie dla zysku — tak, z chromemi karły
Ma się do czynienia! Świat spodlał, niestety!

(wzrusza ramionami)

A już przeokropny rodzaj te kobiety!

Letni dzień. Daleko na północy.

Chata w lesie. Drzwi otwarte z wielkim drewnianym skoblem. Rogi jele­nie nad drzwiami. Koło domu stado kóz. KOBIETA w średnich. latach, jasna i piękna, siedzi i przędzie w blasku słonecznym.

KOBIETA: (patrzy wdół na drogę i śpiewa)
Być może przejdzie zima, wiosenne wrócą dni.
I lato się pojawi, rok świeży ujrzym znów,
I ty się tu ukażesz — wierz w prawdę moich słów:
Ja czekać będę ciebie tak, jak przyrzekłam ci.

(wabi kozy, przędzie i śpiewa dalej)

Niech Bóg ci doda siły wśród wszystkich twoich dróg,
A skoro staniesz przed Nim, błogosław ciebie Bóg!
Ja czekać cię tu będę, aż wrócisz, druhu mój,
Lub w górze się spotkamy, gdzie się zakończy znój!