Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Albo stać się mędrcem, który światła szuka
W zagasłej przeszłości? — Piękna to nauka!
Zdawna-m ja się lubił wczytywać w kroniki
I, by wiedzą gardzić, nie jestem tak dziki!
A więc tor ludzkości idźmy mierzyć! Dalej!
Jak piórko popłynę po dziejowej fali,
Wszystko to przeżyję raz jeszcze, jak we śnie;
Będę patrzał na to, o czem mówią pieśnie,
Na walki za wszystko, co się dobrem zowie
I wielkiem — czcigodni są bohaterowie!...
Tak! Patrzeć znów będę — lecz w bezpiecznej schroni,
Jako widz jedynie — jak ginęli oni,
Święci męczennicy, jak państwa wstawały,
Jak potem kończyły w gruzach swojej chwały;
Jak z drobnych zaczątków ogromne się rodzą
Epoki, zobaczę pod nauki wodzą —
Mówiąc jednem słowem: zbierać chcę śmietanę
Historji powszechnej; kupię drukowane
Tomisko Beckera i chronologicznie
Przejdę wszystkie ziemie... czysto, pięknie, ślicznie.
Choć, prawda, historja nie jest forsą moją,
A jej mechaniki zmysły się me boją,
Lecz niech tam! Punkt wyjścia im ryzykowniejszy,
Tem skarb znaleziony bywa rzadszy... Wzniosła
Myśl to, swą istotę zmienić w wiedzy posła
I nie drżeć przed niczem!... Nic mi nie umniejszy
Mojego zapału! Tak, pozrywać pęta,
Dzięki którym człowiek ojczyznę pamięta,
Wyzbyć się przyjaciół, rodzinnej chałupy,
Wszystkie swe bogactwa pozbierać do kupy
I potem w powietrze wysadzić! Miłości
Powiedzieć „dobranoc” bez żalu i złości,
Aby tylko prawdy odgadnąć misterjum —

(ociera łzę z oka)