Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chodź, Anitro! Z palm szelestem
Będziem w marzeń bujać kole...
Będę-ć szeptał, a ty słodko
Śmiać się będziesz, ma pieszczotko,
Potem swe zamienim role:
Ty poszepcesz, a ja zasię
Śmiać się będę w owym czasie.
ANITRA: (kładzie mu się u stóp)
Słowa twoje dźwięczą gładko,
Choć rozumiem je zbyt rzadko,
Ale spytać ci się muszę —
Mów-że, panie wielki, mów:
Czy, słuchając twoich słów,
Złapię także jaką duszę?
PEER: Duszę, dziecko moje miłe,
Tę umysłu jasną siłę,
Zyskasz później, gdy zapłonie
Na różowej wschodu stronie
Złote pismo: „Nastał dzień!”
Wtedy poznasz czar jej tchnień,
Wtedy lekcji ci udzielę...
Ale teraz, w to wesele,
W tę cudowną nockę cichą,
Przy natchnieniu takiem wzniosłem,
Byłbym też ostatnim osłem,
Gdybym ci szkolarską, lichą
Wiedzę wbijał... A obwieszczę:
Dusza nie jest wszystkiem jeszcze,
Najgłówniejszą rzeczą serce!
ANITRA: W każdej twojej słów iskierce
Błyszczą światła opalowe!
Snuj-że dalej swoją mowę!...
PEER: Otóż rzeknę-ć, dziecko złote:
Rozum zmienia się w głupotę,