Przejdź do zawartości

Strona:Henryk Ibsen - Peer Gynt.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zali śpiew to mej kochanki?
Jakby nagle strzelił korek —
Ktoś nalewa coś do szklanki?
Nie! To nuci mój potworek!
Nuci?... Nie! On tylko chrapie,
Chrapie słodki mój amorek!
Lecz to dźwięk jest ponad dźwięki!
Śpij, Anitro! A ty, miękki
Mój słowiku, zgub swe jęki,
Bo jak znajdziesz się w mej łapie,
To ci wydrę ten jęzorek!
Nie przeszkadzaj! W inny borek
Leć!... Zbyteczne tu są gapie!
Ale, prawda! I on przecie
Jest śpiewakiem na tym świecie;
Obu się nam piosnka plecie!
A cóż jest ponad piosenki,
Nad pogodne, ciepłe noce?
Gdy się słowik rozświergoce,
Gdy zanucę ja tą dobą,
Obaj my jesteśmy sobą —
Ja, Peer Gynt, i słowik on!
A, że śpi ma luba, cicha,
Jest to dla mnie szczęścia ton
Najprzedniejszy: gdyż kielicha,
Choć jest pełny, a nie pusty,
Nie dotknąłem swemi usty...
Lecz i ona... Tam do licha!...
Tak, czy owak wszystko jedno!
Zawsze człowiek trafi w sedno!...
ANITRA: (z wnętrza namiotu) Służebnicę-ś wołał, panie?
PEER: Tak jest, prorok ciebie woła;
Rozwydrzyło się dokoła
Wściekłych kotów polowanie.