Strona:Henryk Bereza - Sztuka czytania.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„kiedy sam sobą rządzi, to jest odważny, mądry i ludzki“, kiedy natomiast traci rządy nad sobą, musi się godzić na zbrodnie i okropności. Z Natury czerpie Wiktor zupełnie inne nakazy. Formułuje je najlepiej jego przyjaciółka T’ao: „Nie wolno? A dlaczego, powiedz, nie wolno mówić, jak się naprawdę myśli i czuje, dlaczego nie wypada być sobą? Co w takim razie wypada? (...) Jesteśmy w tajdze, jesteśmy zdani na siebie i wszystko dokoła stoi odarte z cywilizacji, pierwotnie nagie — życie albo śmierć, wróg albo przyjaciel, głód i sytość. Same albo-albo, nic pośredniego“ (str. 373). Nakazy Natury są okrutne, ale sprawiedliwe, są pod każdym względem prawdziwe i nie do zakwestionowania.
Wynika z tych nakazów swoista apoteoza ludzi prostych i jednoznacznych. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby Wiktor za sprawą Newerlego nie adresował często fałszywie swojej pogardy dla tych, którzy są trochę skomplikowani i nie zawsze jednoznaczni. Chodzi mi zwłaszcza o nieszczęsnego wynalazcę Ałsufjewa, który zasługiwałby akurat na trochę wyrozumiałości. Ostatecznie nie on jest wszystkiemu winien. Wiktor przypisuje mu grzechy innych. U Ałsufjewa właśnie kultura nie jest wyłącznie grzechem, mogłaby być nawet dobrem, więc po cóż go oskarża za nie jego winy. Wiktor sądzi go zbyt pochopnie: „Gdyby to był człowiek tajgi, dajmy na to Trzeci Ju. Prosty, ograniczony sobą, swoim gatunkiem jak ryba, która nie frunie, albo jeleń, co zawsze pójdzie pod wiatr. Wiadomo, czego się po nim spodziewać, jak postąpi w każdej konkretnej sytuacji, a czego nie zrobi w żadnym wypadku. Ale taki z kulturą — cholera go wie, co może! Giętki, znajdzie argumenty na wszelkie primo, secundo, tertio... Przegada wszystkich, wszystkie skrupuły i sam w końcu uwie-