Strona:Helena Zborowska - W niewoli u Mahdiego czyli Bitwa pod Omdurmanem.pdf/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żający huk i łoskot, że konie stuliły chrapy, a ludzie popadali na ziemię.
Kiedy przyszli do siebie i obejrzeli się wkoło, śmiertelna cisza panowała wszędzie i tylko po za nimi na otwartej przestrzeni korytarza wznosił się olbrzymi mur, utworzony przez oberwanie się sklepienia na dość widocznie dużej przestrzeni.
Była to nieprzebyta zapora, dzieląca na wieki jedną dolinę od drugiej, ale też i uniemożliwiająca wrogom pogoń za naszymi zbiegami.
— Święty Boże, ten nieszczęśliwy pogrzebał się pod głazami dla naszego ratunku. Coby to było jednak, gdyby korytarz nie miał drugiego wyjścia — rzekł Bonnet.
— Cicho, przyjacielu, — szepnął blady jak kreda Wacław. — Na samą myśl o tem zimny pot oblewa mi czoło.
W milczeniu szli dalej, lecz na nowym załamie lampa im zgasła, — nieprzenikniona ciemność otoczyła ich dokoła. Przerażone konie rwać się poczęły z taką siłą, że zdawało się, że albo