Strona:Helena Zborowska - W niewoli u Mahdiego czyli Bitwa pod Omdurmanem.pdf/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielki kamień, który zwykle służył jako klęcznik derwiszowi i położył go, aby zatarasować drzwi.
— Dzięki Bogu, jadą dalej, informował tymczasem Jussuf, nie odchodząc od swego obserwatorjum. — Ale nie ulega wątpliwości, że to pościg za nami, gdyż każdy krzak przeszukują starannie. Poczekajcie, stanęli!
— Mam nadzieję, że nie ośmielą się zajrzeć tutaj, — rzekł Arnold.
W tej chwili, jakby na urągowisko tej nadziei, koń Jussufa, poczuwszy obce konie, zarżał donośnie.
Zbiegowie oniemieli z przerażenia, a i w dolinie grobowa nagle zapanowała cisza.
— Precz, precz stąd, niewierni, — odezwał się pomiędzy nimi grobowy głos derwisza. — To są dzicy ludzie, którzy ani mojego mieszkania, ani mnie nawet nie oszczędzą.
— Precz, — powtórzył osłupiały Bonnet, — a więc mamy się rzucić w sam środek tej zgrai?! Wszak to śmierć pewna.