Strona:Helena Zborowska - W niewoli u Mahdiego czyli Bitwa pod Omdurmanem.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dnosząc się ze skór, na których leżał wygodnie i palił.
— Jussuf z Kababitschu i dwaj Frankowie, jego przyjaciele, — rzekł odważnie arab, zbliżając się do ognia. — Szukamy gościnności u ciebie, prosimy o chleb i sól na noc dzisiejszą.
— Frankowie, niewierni! — mruczeli niechętnie dzicy synowie pustyni, otaczając zwartym kołem przybyszów.
— Nie podobają mi się miny tych łotrów, — szepnął Wacław, przyglądając się podejrzliwie otaczającym ich arabom.
— I mnie nie, odszepnął Arnold. — Są to typowi rozbójnicy i musimy być bardzo ostrożni i rozważni, jeśli chcemy wyjść z tej afery cało.
— Tam do licha! Wolałbym być o dwanaście mil od nich, — mruknął czech, rzucając na nich spojrzenie mniej niż obojętne.
Szeik Ibrahim tymczasem patrzył na nich z nieukrywaną nienawiścią, nie śmiał jednak pogwałcić praw gościnnoś-