Strona:Helena Mniszek - Zaszumiały pióra.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ależ panie Andrzeju! my się prawie nie znamy. Wie pan, że gdybym go mniej szanowała, mogłabym się obrazić.
— Nie pani, kobieta obrazić się może wówczas, gdy jej mężczyzna okaże brak czci. A ja składam jawny dowód, jak panią wysoko cenię, skoro ją chcę mieć dla siebie.
— Czy to ma być pochlebnem dla pana, czy dla mnie?...
— Dla nas obojga.
— Czyli że zaszczyt?...
— Jest z obu stron, — dokończył.
Patrzał jej w oczy z pewną dumą i wielką pewnością siebie. Ona po chwili spuściła powieki.
— Więc czy tak?....
Podniosła głowę, gwałtownym ruchem wysuwając ręce z jego dłoni.
— Proszę, niech mi pan powie, co pana skłania do podobnej prośby?...
Wyprostował się dumnie.
— Głębokie przekonanie — rzekł z mocą.
— Przekonanie?...
— Że będziemy szczęśliwi, że pan i jest kobietą jakiej dawno szukałem, a ja najodpowiedniejszym towarzyszem dla niej. Musieliśmy się w życiu spotkać i powinniśmy iść razem w jego szranki.
Patrzała na niego zdumiona, imponował jej, porywał czarem.
— Ależ gdzie jest pańska teorja, jaką pan przed chwilą głosił, że małżeństwo bez głębszych idei jest — jak pan to powiedział?....
— Niemoralne, i to samo teraz powtarzam, ale w naszem położeniu idea istnieje: obopólny pociąg ku sobie.
— Z pańskiej strony — rzekła z akcentem.
— I ze strony pani także — odrzekł śmiało.
— Pan jest zarozumiały! — wybuchnęła.
— Nie pani, tylko pewny siebie.
— Więc pan myśli, że go kocham?...
— Jeszcze nie, ale to nastąpi niebawem, za małośmy z sobą przebywali. Tymczasem jestem pani wybranym typem, tak jak pani jest moim. Mamy na siebie wpływy. Zrobiłem na pani wrażenie od pierwszej chwili, ja zaś ujrzawszy panią powiedziałem so-