Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

falowała oddechem. Po długiej chwili delikatne powieki księżnej Bożenny drgnęły i uniosły się powoli; z pod rzęs czarnych błysnęły źrenice takim przepysznym szafirem, jakiem bywa niekiedy niebo włoskie lub toń morska Adrjatyku w najcudniejszą pogodę. Temi szparkami przebłyskującemi szafirem, poprzez las czarnych, złotawych rzęs, patrzała księżna uparcie na odbicie swej twarzy w lustrze. Przez krótki moment zajaśniał na jej wargach uśmiech, rozkoszny, jakby zadowolenie z własnej urody. Lecz trwało to chwilkę, ironja wygnała zachwyt, usta skrzywiły się wyraźnie i niechętnie.
— Ach, co mi z tego?!...
Zapukano do drzwi i jednocześnie wszedł do buduaru mężczyzna średniego wzrostu. Rasa szła jakby przed nim i za nim, otaczała go w koło, była w jego pańskiej postawie, w rysach wykwintnie delikatnych, w ubraniu codziennem a wytwornem, wyzierała z jego ruchów, kładła się na wązkich, bladych, prawie kobiecych rękach, widać ją było nawet w sposobie noszenia krawata i dewizki.
Księżna drgnęła; szybkim półobrotem twarzy, w stronę wchodzącego spojrzawszy, skamieniała znowu w swej nieruchomości. On z poza fali jej włosów dojrzał w ślicznym skrócie twarz i zauważył niechęć ruchu. Niezrażony, śmiało podszedł, stanął za taburetem, pochylił się i, ogarniając ją ramionami, dotknął delikatnem muśnięciem palców jej obnażonych wyżej łokcia, rzeźbionych rąk.
Otworzyła oczy, była gniewna.
— Książę sobie życzy?...
— Ciebie...
— Och!!!
— Znowu jakaś chimera?...
Usunęła go lekko, nie odpowiadając.
— Nie pojmuję cię, Eno — rzekł spokojnie, trochę; urażony i siadł opodal na foteliku, kapiącym rzeźbą, adamaszkiem, złoceniami i stylem.