Strona:Helena Mniszek - Pustelnik.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Książątko nie mogło się nacieszyć; cisnąc kolje do piersi, biegło do drzwi.
— Bońci, bońci, pokazię ciaci.
Księżna nie zatrzymała malca. Słyszała tupot małych nóżek przez długi szereg pokojów i wołanie dziecka. Gdy zapanowała cisza, zachmurzyła się, łowiąc jakby w niewód mnóstwo rozpierzchłych myśli; tłoczyły się do mózgu natrętnie; jedne ginęły, inne napływały, tworzył się chaos, bezład. Jedna zatrzymała się dłużej i zaniepokoiła.
— Marnotrawnica jestem! Za te sponiewierane klejnoty mnóstwo ludzi biednych miałoby dobrobyt, szeregi nędzarzy przestałyby być nędzarzami, ile łez otartych, ile jęków w radosny uśmiech zamienionych, ile niedoli ustąpiłoby miejsca szczęściu... A tu... walają się, jak śmiecie, takie skarby...
Przez niedomknięte drzwi ujrzała idącego lokaja. Zastukał i wszedł, niosąc w ręku kolję pereł.
— Proszę jaśnie oświeconej księżnej pani, odebrałem to z rączek małego księcia, nie wiem, skąd wziął, czy...
Spojrzał na rozrzucone klejnoty, na stroje, leżące bezładnie, i umilkł, patrząc tylko wystraszonym wzrokiem, na dywan i na księżnę, siędzącą wśród skarbów.
— Dlaczego zabrałeś to dziecku?..
— Bo... myślałem...
— Trzeba było zostawić.
— Mały książę wybiegł na balkon i zobaczył księcia pana jadącego konno, wołał na konia i machnął kolją, byłby upuścił na ziemię pod kopyta, więc wyjąłem z rączek, nawet nie gniewał się, zajęty był koniem.
— Nie mów — mały książę, tylko Kryś, dzieci tak małych nie tytułuje się. — Czy książę pojechał?...
— Tak jest, proszę jaśnie oświeconej.
— Każ mi osiodłać konia, albo nie, poczekaj, wołaj panny Anastazji.