Strona:Helena Mniszek - Prymicja.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znowu myśl:
— I to zbyt trudne: Tyranja!...
Półszept ockniętej ironii:
— Czy i on tak się ciągle Bogiem obkłada?
Nieznany dreszcz z pod serca znowu zdusił ironję.
Ksiądz Józef pogrążył się w sobie. Zamknął oczy. Niezbadany sezam wiedzy otwierał przed nim swe podwoje. Czy ukaże mu cenny skarb?
Ktoś chrząknął w kościele.
— To Zuza — podszepnęła świadomość. — Dlaczego chrząka, żeby mi przeszkadzać w myślach?
Nagłe pragnienie:
— Spojrzeć na nią...
I zaraz lęk, ale odrębny, ostrzegający: