Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

HERMES (chytrze).
Właśnie teraz byłem w ogrodach wielkiej płodów bogini... (Z namysłem szyderczo). Pięknie kwitną róże, biel narcyzów aż zdumiewa prawie, lilje, tulipany... cudne heljotropy...
HEFAJSTOS (złośliwie).
Odurzyłeś się chyba temi różami, Hermesie. Nie poznaję ciebie, gdzieś ty rozum posiał? I dowcip widzę zjełczał ci do reszty, jak stare sadło z owych trzód dorodnych, któreś braciszkowi swemu, Fojbosowi ukradł. Ehe!... Starzejesz się, Hermesie hoży. Hehe!
HERMES (kpiąco).
A ty, Hefajstosie, po zakuciu cudnej żony wraz z Aresem groźnym w zawikłane sieci, dziwnie odmłodniałeś; kiep przy tobie teraz i sam Ares przecie, żona do cię wróci, takiś teraz gładki.
PLUTON (niecierpliwie).
Zaniechajcie sprzeczki! Mów, Hermesie, proszę!
HERMES (z namysłem).
Zbożodajna pani wielce zagniewana.
HEFAJSTOS.
Przecie do rzeczy.
HERMES.
Bo gromowładca drażni ją i grozi, że się... że się... hm!...