Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kwiaty moje!... I narcyzy, jakie białe! Skądże tutaj kwiaty?...
DUCHY (pojedynczo podskakują do niej i sypią kwiaty pod nogi).
— Jego rozkaz, najpiękniejsza!...
— Dla ciebie, królowo, kwiecie to z łąk ziemskich tu spłynęło...
— By cię zdobić, czarów pani!...
— Pluton kazał... Pluton bóg!...
Cyt... cyt... służymy ci pani!
PERSEFONA (mija duchy, mówi trwożnie).
Wszystko wre we mnie i wszystko się burzy... Tak tu dziwnie... jakieś mroki... (z okrzykiem trwogi) Jam w Hadesie!!... (zasłania dłońmi oczy).

(Wchodzi Pluton prędko, energicznie. Duchy znikają. Pluton ujrzawszy ją zatrzymuje się nagle i patrzy na nią chwilę z zachwytem, lecz groźnie, twarz jego łagodnieje. Persefona nie widzi go jeszcze, podnosi kosz z makami i twarz zanurza w kwieciu. Pluton postępuje krok, ona go spostrzega, drgnęła, gwałtownie kosz z jej rąk wypada, rozsypują się maki. Cofa się zmieszana. Pluton zbliża się do niej oparty na posochu, ubrany jak przedtem).
SCENA III.
PLUTON i PERSEFONA.

PLUTON (łagodnie).
Umiłowana!... Nareszcie jesteś u mnie.