Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

PERSEFONA (usuwa się nieco).
Jak tam jasno, jak tam słodko, jaka niezmierzona dal...

(Przez ten czas Hefajstos daje znaki wszystkim aby się rozejść. Wychodzą powoli, patrząc na Plutona i Persefonę, którzy stoją obok siebie, on trochę po za nią, ona zapatrzona w jaśń Elizjon, że cała jest w świetle, on wpatrzony w nią. Duchy skalne, zeskakują ze skał i cykając, szepcąc, wybiegają. Najdłużej zostają: Hefajstos, Hermes, Nemezys i Tanatos, który stoi u wrót piekieł).

HEFAJSTOS (szeptem).
Zostawmy ich. Dumna, lecz się w sobie trwoży. Niech ją Pluton uspokoi. Ehe, wierzę w niego!
HERMES.
On i tego dopiąć zdolny, skoro ją tak porwać mógł. Niech Demeter córki szuka, niech jej Zeus dopomaga, my tam o tem ani mru... mru...
NEMEZYS.
Pójdźmy... Nie należy tu przeszkadzać, gdzie się miłość zrodzić ma.
HEFAJSTOS.
Wszak on płonie!
NEMEZYS.
On... lecz ona?...