Przejdź do zawartości

Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XX.

Skończyły się huczne zabawy i uroczystości. Dawny, cichy spokój powrócił na podlaskie niwy, tylko już coraz więcej melancholijne, powłoką jesienną osnute.
Worczyn opustoszał: wyjechały panny Zborskie i Ania Turska, zaproszona do Olchowa na resztę wakacji. Ziulę zatrzymała Irena, która miała w tem ukryty cel.
Wyjazd Dorci wyjaśnił tajemnicę serca Denhoffa wszystkim, kto jeszcze o tem nie wiedział. Ryszard był jak struty, nie robił sobie nic z nikogo i nawet nie uważał, że mu się przypatrują. Cała młodzież męska żegnała panny w Worczynie, każdą z podróżniczek obdarowano bukietami kwiatów.
Denhoff obsypywał Dorę kwiatami, Gustaw i Miecio Korzyccy prześcigali się w hołdach dla Joasi-Kuli, ale ona będąc młodszą, przyjmowała to po dziecinnemu.
— Ja myślałam, że od pana dostanę bukiet z pokrzywy — mówiła do Gustawa, — bośmy się całe lato kłócili. A pan tym czasem wystąpił z różami. No, no! Fiu, fiu!
Gucio założył zaraz palce za kamizelkę i rozstawił ramiona.
— Uniżony sługa szanownej pani, najniższy sługa, mówił z umizgiem.
— A co! Znowu pan zaczyna. Widzę, że ja prędzej się doczekam długiej sukni, niż pan zapomni to samo w kółko powtarzać.
Tylko Bolesław Osinowski nie wysadzał się na kwiaty, ofiarował Ani mały pęczek niezapominajek, rzadkość już w tym czasie i rzekł poważnie.
— Niech ten kwiat będzie symbolem naszego pożegnania... trwałości... wspomnień.
Ania zarumieniła się, odrzekła szczerze, bez obłudy.
— Dziękuję, ale ja za siebie nie ręczę, ja prędko zapominam o wakacjach.
Bolesław zrozumiał i zbladł.
Odprowadzono panią Zborską i panny na dworzec kolejowy. Denhoff do nikogo nie przemówił ani słowa, gdy pociąg ruszył, odjechał do Wodzewa ponury, jak słotny zmrok jesienny.