Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.2.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Radbym, aby życzeniu waszej królewskiej mości stało się zadość.
— Może znowu kaprysowi?... — poprawiła królowa obrzucając Swena zalotnem spojrzeniem. Skłoniła uprzejmie głową, odpowiadając na jego ukłon głęboki, poczem zaczęła rozmowę z infantem.
Gdy Sweno odszedł, Gabryela spytała hiszpańskiego księcia:
— Co wasza wysokość sądzi o tym księciu rekwedzkim, Wenuczym?...
— Jest to postać niezwykła, bardzo interesująca.
— Tak i on może być tytanem.
— Miecza, czy ducha?...
— Może i... serca...
A w Swenie rozpętał się huragan bólu i męki.
Widział Gizellę swobodną i wesołą w towarzystwie pań i panów najświetniejszych, asystujących jej stale i ogarniała go wściekłość na ten cały tłum dworski, bo zdawało mu się, że umyślnie odgradzał go od niej i uniemożliwiał mu nawet spojrzenia na nią. Rozmowa z królową Gabryelą w zasadzie pusta i pod wielu względami przykra dla niego utwierdziła go w przekonaniu, jak bardzo strzec się był powinien czujnego wzroku ludzi i na każdym kroku, w każdem słowie, panować nad sobą, by nie zdradzić siebie, a zwłaszcza nie narazić Gizelli na niepożądane domysły. Porwałby ją z tego przepychu, z tej błyszczącej strojem i tytułami gromady, uniósłby ją władczo, jak orzeł unosi swą zdobycz, ponad ten świat, poza te ognie, ponad wichry podniebne odziane śniegiem, by tam oszaleć i zginąć wraz z nią w jednej chwili szczęścia, w jakimś rozkosznym niebycie.
W pewnej minucie znalazł się przy niej. Było to podczas wsiadania całego towarzystwa do ukwieconych łodzi na jeziorze. Gizella, ujrzawszy go obok siebie, zmieszała się, lecz dla pokrycia wrażenia zakreśliła ruchem ręki krąg dokoła horyzontu.
— Świat płonie! — szepnęła dziwnym głosem.
— Pragnę spłonąć z nim razem — warknął cicho, rzuciwszy na nią błysk swych oczu.
Spojrzała na niego wzrokiem spłoszonym, lecz już ich rozdzielono. Nie popłynął na jezioro. Stanął w oddali w cieniu skalnej groty, ukryty zupełnie przed wzrokiem ciekawych i śledził ruchy łodzi szkarłatnej, którą płynęła ona. Oczy miał utkwione w jej czarną sylwetkę, widną czas dłuższy w świetle illuminacji i rozkoszował się wrażeniem, że wykwita ona z wód jeziora jak wieszczka gór,