Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

długo. Wreszcie oprzytomniał pierwszy. Ujął jej głowę pieściwie w obie ręce i szepnął głosem pełnym żaru:
— Moja ty słodka, najdroższa, jesteś jedyną rozkoszą na świecie...
Podniosła na niego ciężkie od gęstych rzęs powieki i rozchyliła wargi, jakby chciała coś rzec.
— Powiedz, powiedz, dziecino! — zawołał, przytulając ją znowu do siebie.
— Nie wiedziałam... że istnieje...
— Mów, mów! — błagał Ottokar.
— ...Takie wielkie, ale jakieś inne, zupełnie inne szczęście...
— I nie umiesz go nazwać Zili anielska?
— Nie wiem... — odszepnęła cichutko. — Szczęście wielkie, ale inne chyba niż miłość...
— Ależ, dziecko jedyne, wszak to jest właśnie miłość, najświetniejszy kwiat miłości, jej cud boski!
— Cud... — powtórzyła jak echo, — a jednak budzi jakiś wstyd... Dlaczego?
Ottokar chwycił jej usta rozchylone bezwiednie gorącemi wargami i mówił urywanym głosem:
— To właśnie dobrze... ten wstyd... ten czarujący wstyd pierwszego pocałunku... to kwiat... to owoc najsłodszy rozkoszy...
Całował ją znowu długo, zachłannie, bez pamięci.
Oderwała się od niego półprzytomnie, zasłaniając twarz rękami.
— Już dosyć, dosyć... — broniła się — usta mnie bolą...
Ottokar patrzał na nią rozszalały w pragnieniu i uśmiechał się pożądliwie, drażniąco.


Ostatnie dni spędzała Gizella w Arwji. Wyjazd jej do Idania na uroczystość zaślubin z cesarzem Sustji był oznaczony na drugą połowę kwietnia.
Wiadomość o zamążpójściu Gizelli wybiegła szybko poza mury pałacu książęcego i rozchodziła się po okolicy tysiącznemi echami, docierając do najdalszych zakątków kraju, jak zapowiedź niezwykłego święta. Częste ulubiono wycieczki księżniczki z ojcem do osiedli ludzkich, tak rozpowszechniły jej imię, że nietylko starsi, ale i dzieci wieśniaków i znały tę piękną panienkę, jakgdyby wyrosła wśród nich i wychowała się z nimi. Gizella bowiem, wiedziona sercem i mądrem doświadczeniem ojca, szła do ludzi