Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biednych ze szczodrobliwą, ręką i promienną łaską swego uśmiechu. Ale księżniczka słynęła nietylko ze swej szczodrości i miłosierdzia oraz za jej budzącą podziw piękność postaci, lecz i za szczerą dziewczęcą prostotę w obejściu się z każdym, za jej czarujące uśmiechy, za to wreszcie, że, będąc księżniczką z królewskiego rodu, garnęła się do wszystkich, jak to najmilsze kocię. Gdy ukazała się na drodze, wiodącej do wsi, wybiegały ku niej gromady bosych dzieci i cisnęły się radośnie do jej rąk. „Nasza Zili! Nasza Zili!“ — rozbrzmiewały zewsząd szczebiotliwe chóry głosów dziecięcych, dorośli zaś wylęgali za próg domów, zapraszając cudowną panieneczkę do siebie choć na jedną chwilę. Gdzie stąpnęła, tam zostawiła miłosierny znak swej dobroci anielskiej i niezatartą pamiątkę spojrzenia swoich źrenic promiennych. Rok za rokiem mijał niepostrzeżenie i nikt nie pomyślał o tem, że Gizelli kiedyś zabraknie w Passetoff, że z dziewczęcia stanie się kobietą a wówczas inny świat pociągnie ją ku sobie. Aż oto nagle rozeszła się wieść jeszcze nie spodziewana, że ślub księżniczki Gizelli z cesarzem Sustji odbędzie się w drugiej połowie kwietnia w Idaniu, stolicy monarchji Sustjańskiej, podług starego zwyczaju panującego na dworach. Wszyscy wiedzieli, że księżniczka jest szczęśliwą i to jedynie cieszyło ludzi, że codzienne ich westchnienia do Boga o radość i szczęście wieczne dla ukochanej Zili za niewyczerpaną jej dobroć — zaczęły się spełniać.
Wreszcie zapowiedziany dzień nadszedł. Od wczesnego rana na trakt, wiodący z Passetoff ku granicy Iralu, wyległy tłumy. Tędy będzie przejeżdżał orszak książęcy, więc masy ludu, mieszczan, szlachty, górali skupiły się wdłuż drogi, by raz jeszcze nasycić się widokiem księżniczki, by dać jej choć tak skromny dowód uznania dla jej serca, by wywdzięczyć się choćby kwiatkiem polnym, choćby uśmiechem i paroma słowy serdecznemi za tyle doznanych od niej łask i dobroci. Cały trakt wyglądał, jakby szła nim niezliczona procesja różnobarwna. Godzinami czekano na ukazanie się książęcego orszaku, a na granicy Iralu — trzy doby i całą noc. Rozpalano ogniska, warzono strawę, a jeszcze z dalekich stron nadciągali ludzie, ciekawi młodziutkiej księżniczki, jadącej na tron cesarski. Pogoda była kryształowa, zapach wiosny szedł od osypanej kwieciem ziemi i upajał, łagodne słońce i dźwięczące w górze pieśni skowronków nadawały godzinom oczekiwania charakter niezwykłej uroczystości.
Tymczasem Gizella bawiła jeszcze w Passetoff. Po skończonych uroczystościach dworskich żegnali Gizellę arystokraci arwijscy wydaną na jej cześć ucztą. Wreszcie