—...Królowa! — zawołał, jak echo, zdumiony Phalwi.
Książę Wenuczy pochylił głowę i nic nie odrzekł.
Koło loży przesunęły się dwie damy. Jedna z nich szepnęła do drugiej, zasłaniając usta wachlarzem:
— Trzeba mieć odwagę i muskulaturę Nawadi, ażeby móc z powodzeniem odbić tę nieprzystępną twierdzę, jaką był cesarz pod panowaniem nimfy arwijskiej.
— Och!... — skrzywiła się tamta zazdrośnie — taką twierdzę pod władzą obłocznej nimfy zdobyć może byle sroka. A że cesarz... — niedokończyła i zaśmiała się lekceważąco.
— Czy sądzisz, że na ciebie nie przyjdzie kolej? — zapytała pierwsza, mrużąc oczy złośliwie.
— O, tak — odrzekła druga nieco urażona — lecz mam przyjaciółki, które za wszelką cenę postarają się o miejsce pierwsze... Przepuszczę je wspaniałomyślnie.
Nieco dalej w towarzystwie, złożonem z kilku pań i panów, przeplatano rozmowę uwagami:
— Nie! Ta scena cesarza z Rozaliną jest ogromnie wyzywająca... Jak można tak publicznie!... cesarzowi taką okazywać zalotność?...
— A cesarzowa jak gdyby nie dostrzegała tego...
— Ale nie widzi również i księcia Szerrnitza.
— Cesarzowa jest uważniejsza. Szerrnitz nie ma szans... zamach chybia.
— Dla niejednych bal ten jest gorszącem widowiskiem, innych zawistne dusze święcą tu swoje orgje. Popatrzcie na tę piękną tygrysicę Zygfrydę, której cesarz jest po małżeństwie swojem nieuiszczalnym dłużnikiem...
— Ach, jakaż tu atmosfera duszna! Ileż tu półszeptów, niedomówień, znaczących spojrzeń, złośliwości... Nieznośne!
Zabrzmiały znowu tony muzyki i cała sala rozkołysała się w tańcu. Bujną kibić hrabiny Nawadi ujął teraz z wyszukaną galanterją cesarz, z Gizellą zaś zaczął wirować hrabia Prado. Arystokrata idański od dłuższej chwili starał się usilnie o ten zaszczyt i najwyższe dla niego szczęście.
Gizella tańczyła z niezrównanym wdziękiem, jak zawsze, ale nikt nie odczuł, że taniec jej, jak zwykle mistrzowski, nie sprawiał jej tego wieczoru przyjemności. Drażnił ją w niewypowiedziany sposób chłodny, śliski a triumfujący wzrok księżny-matki, zwracany na nią nieustannie, ilekroć cesarz, zapominając o godności swojej, okazywał hrabinie Nawadi dużo więcej asysty, niż konwenans dworski na to dozwalał. Panowała nad sobą z męstwem natury wielce subtelnej, lękającej się cienia podejrzeń, że ją coś boli
Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/140
Wygląd
Ta strona została skorygowana.