Strona:Helena Mniszek - Królowa Gizella T.1.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszystko jedno stryju! Matka mnie oburza. Matka rozmyślnie rzuciła zarzewie niezgody, by osłabić wpływ Gizelli na cały dwór, nawet na politykę względem Rekwedów. A teraz? wszak wiemy, co już wywołuje wznowiona polityka matki. W dodatku potworność księżny podsuwa Gizelli adoratorów swoich protegowanych, by ją skompromitować. Ten Szerrnitz naprzykład, faworyt matki kreowany na faworyta Gizelli... Och!... jakaż to podłość!... Lecz, że to się nie udaje, zatem księżna podsuwa cesarzowi tę Rozalinę, Zygfrydę i te wszystkie ze swojej kliki, bo one umieją czarować zmysły Ottokara. To ohyda, okropność!... To się źle skończy, zobaczy stryj!
Sebastjan zapalił fajeczkę i rzekł, puszczając kłąb dymu:
— Nie znasz widocznie ani Gizelli, ani Ottokara. Ona jest zbyt czysta na wszelkie zamachy matki i jest zbyt dumna, by otwierać rany serca swego przed mężem i matką lub tą... damą. Cierpi w milczeniu, a jak traktuje protegowanych matki, sam widzisz. A cesarz?... Dziś interesuje go Nawadi, jutro może zajmie go inna, później znowu inna...
— A Gizella w międzyczasie, w antraktach, tak?... O, za ambitna jest na taką rolę! Ottokar nie wart jej, powtarzam śmiało, co mówiłem kiedyś. Ottokar spostrzeże zapóźno, co stracił, zabijając jej serce, ale już ratunku nie znajdzie.
— Teraz mówisz trafnie, Ksywianie. Gizella to biała szarotka, zakwitła na szczytach niedostępnych. Oni oboje tak bardzo różnią się od siebie! Tylko jej bujna dziewczęcość mogła stworzyć to uczucie, którem zdawałoby się została związana z Ottokarem. Cesarz zaś był oczarowany jej urodą, kochał ją głównie zmysłami, dzięki temu, co go podniecało zawsze.
— Te różnice znamienne wśród nich matka nasza wyzyskała dla swoich niskich celów — ponuro dokończył książę Ksywian. — To się jeszcze zemści i na matce, o! to się zemści...
— Nie tak szybko spełnią się nasze przewidywania — zaśmiał się smutnie Sebastjan.
— Dla pomszczenia Gizelli zgodziłbym się być w tej chwili ofiarą naszego fatum, jeśliby to zgnębiło księżnę.
— Ksywianie, milcz! Za daleko posunęliśmy się w rozmowie. Wracajmy na salę.
W milczeniu doszli do pałacu i wsiąkli w jego jaśniejące, kwieciste czeluście.