Strona:Helena Mniszek - Gehenna T. 2.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Musisz mi być powolną, kiedy chcę, kiedy rozkażę, żądam i ulegniesz. Podnieciłaś mnie do szaleństwa. Pójdź!
Wlókł Andzię, niosąc ją prawie w ramionach.
— Precz! — krzyknęła w pasji najwyższej.
Odtrąciła go od siebie i wysunęła się z jego objęć.
— Precz! Nie dotkniesz mnie dzisiaj. Idź spać, ja tu zostanę.
Oskar śmiał się cicho, demonicznym chichotem.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Tej samej nocy jeszcze Anna musiała mu być posłuszną. Mękę jej fizyczną zaćmił tragizm duchowy, pokrył czarnym kirem znękaną duszę młodej kobiety.