Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miała być zakonnicą?... Orlicz przeznaczał ją także dla swego syna.
— Doskonale babcia poinformowana — uśmiechnąłem się.
— Wiem wszystko, co się dzieje w okolicy. Wiem, że mnie nazywają czarownicą, niektórzy, a pewno i gorzej.....
Zadrżała, jakby pod wpływem jakiejś bolesnej myśli.
— Boże, bądź miłościw — usłyszałem jej cichy szept. Poczem spytała mnie znowu z żywością.
— Więc się żenisz, Romek?... robisz dobry wybór. Gdy Orliczówna zamieszkała w Porzeczu, myślałam, że może Gabrjel z nią się ożeni, zanim ta lafirynda nie przewróciła mu w głowie. Ale Orliczówna nie chciała Strzeleckiego, więc tem bardziej nie chciałaby Gabrjela.
Rękoma zakryła oczy.
— Zatorzeccy zgubieni!... na zatratę idą... Oddany chleb!... Sprawiedliwa ale niemiłosierna zemsta ojca i... Marcelego....
— Kogo? — spytałem z naciskiem.
Wyprostowała się nagle.
— Twego dziada, Marcelego Poboga, za... za... Dowiesz się za co! — krzyknęła.
— Może być babcia pewna, że ani mój dziad, ani ojciec, ani ja... nie jesteśmy zdolni mścić się za krzywdę!
Sam niewiem, jak mi te słowa wypadły z ust, tak byłem wzburzony...
Babka nagle błysnęła strasznie oczyma i... zwisła na fotelu prawie sina.
Zemdlała.
Przestraszony zacząłem ją cucić, wezwawszy do