Strona:Helena Mniszek - Dziedzictwo.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez policję. Z tych powodów i dlatego, że na coraz nowe uczęszczał wydziały, nie skończył uniwersytetu i jest mędrcem bez katedry. Posiada przytem dwie manje, wymienioną powyżej, oraz manję wszechstronnego rozumu, wielkości. To defekt ogólny niedowarzonych umysłów... choroba epidemiczna. Gorszym objawem jest fakt, że zarazki tej choroby lokują się nietylko w osobnikach niedowarzonych, ale i w zupełnie skończonych ludziach. Wówczas jednakże objawy są gorsze, bo ośmieszają zarażonego i wywołują już nie współczucie i lekceważące pobłażanie lecz... litość.
W gronie panien rzucała się w oczy agresywnie panna Justa, dwudziestokilkoletnia brzydka blondynka, rozrzucona jak wiatr w marcową pogodę. Cera zwiędła, oczy blado popielate, a głos rozwrzeszczonej sójki, wiercący w uszach przeraźliwie. Figurę ma zgrabną, żywa i krzykliwa, cechuje ją najlepsze pojęcie o sobie pod każdym względem. Tylko za często i za wysoko reklamuje swoje nogi, bez ceremonji niekiedy poprawiając podwiązki. Ułatwia to swobodną zabawę z panną, ale nie pociąga. Mnie przedewszystkiem zdenerwowała wrzaskliwością. Druga jej rówieśnica, może trochę młodsza, ładna brunetka, zwracała powszechną uwagę. Twarz Madonny Raphaelowskiej i bardzo wdzięczna. Panna Renata lekceważyła sobie trochę młodzież, jakkolwiek lubi asystę, ale w zupełnie innym rodzaju. Justa zaczepna i zbyt śmiała, jak dla niej zbyt zalotna, sama prowokowała niektórych z młodzieży do kręcenia się koło niej, absorbując ich nieustannie. Renata zaś wolała, by jej szukano i temsamem triumf jej był większy.
W czasie gdy Terenia zajmowała się w stołowym pokoju, przed kolacją, z pomocą starego lokaja, miałem