Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyć w nią i zanurzyć się w jej sypkiej chłodnej kąpieli. Szast parsknął rezolutnie, zawachlował rozkosznie czarnemi waflami nozdrzy i już, już zebrał się w sobie do skoku, lecz Dada powstrzymała zakusy faworyta, za którym poszłaby cała sforka. Zbyt piękna była ta glazurowa przestrzeń, by kalać ją śladami, by ją rozszarpać bez żalu. Więc przemówiła do psów łagodnie, ale stanowczo i, trzymając je przy sobie, chłonęła zachwyconym wzrokiem piękny widok... Każda większa równina przypominała jej zawsze i nieodmiennie szmat stepu z Dawidówki. Lubiła te polany w borze, gdzie rzucił ją los, bo lubiła wogóle pobujać okiem swobodnie i szerzej, jakby się przed nią otwierał większy horyzont na świat daleki, zamknięty ze wszech stron puszczą. Gajówka na Sarnach, tonęła w lesie i dlatego polany te były dla Dady niby oknem na świat. Tęskniła do nich, bo tęskniła do świata i ludzi. W zapatrzonych jej oczach coś drgnęło w oddali, jakby poruszył się jakiś odległy punkt, tuż pod ścianą boru, z lewej strony. Turowa wpatrzyła się uważniej. Tak, tam coś się przesuwa obok zaśnieżonych sosen, gdzie wiedzie zwykle droga... Ale kto to?.. Wtem psy, węsząc już gorączkowo, zdenerwowane, zerwały się z hałasem i pomimo nawoływań Dady rzuciły się ku nadjeżdżającym saneczkom. Dały nurka w śnieg i jak żmije czarne i rude śmigały po przez białe połacie śnieżnej polany, oglądając się niespokojnie na swoją panią. Nie atakowały konia, lecz oszczekiwały saneczki zajadle. Z daleka Dada poznała w nadjeżdżającym młodego leśnika Ziębę, z odległej leśniczówki, który zwykle przywoził na Sarny listy.
Przyśpieszyła kroku, brnąc w nawalnym śniegu i wkrótce zrównała się z saneczkami. Leśnik zdarł konia silnie, wstrzymując go na miejscu. Zerwał czapkę z głowy i wyskoczył z saneczek. Skłonił się głęboko przed Turową. W twarzy młodej, dorodnej, miał wyraz zachwytu i pokory. Turowa podała mu rękę, ucałował ją z namaszczeniem. Patrzała na niego pytająco.