Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przywiozłem list do pani i do pana Tura, a na poczcie jest do odebrania przesyłka.
— Przesyłka? — spytała zdziwiona.
— Tak, jakiś duży pakiet, zawartość: książki.
— Książki? skąd?
— Nie wiem, jest pewno na kwicie, a oto list do pani. —
Dada spojrzała i krew uderzyła jej do głowy. Poznała charakter Strzełeckiego.
— Jakiś widać miły liścik — rzekł oddawca z nieśmiałym umizgiem.
Turowa ściągnęła brwi.
— Czy może mi pan pokazać list do ojca i kwit na przesyłkę?
— Proszę pani.
Nowy rumieniec wytrysnął na twarz Dady. List i przesyłka były także od Strzełeckiego. Opanowała się.
— Ojca pan nie znajdzie w domu, poszedł na obchód na Wielki Las.
— A to ja tam podjadę, może pani się przysiądzie, podwiozę.
— Dziękuję, jeszcze nie skończyłam obchodu.
— I pani się tak codzień męczy? Pan Tur pozwala?
— To dla mnie tylko przyjemność. Lubię las.
Podała mu znowu rękę.
— Dziękuję panu i do widzenia. Muszę podążyć w swoją stronę.
Chłopak stał niezdecydowany. Dada zawahała się. Tak bardzo pragnęła pozostać sama, by przeczytać list od niego. Czekała.
— Niech pan jedzie do ojca na Wielki Las, tam go pan zwabi trąbką i wracajcie na gajówkę. Ja będę z powrotem za pół godziny.
Leśnik ociągał się długo, patrzał na nią podejrzliwie, chrząknął, chciał coś mówić, lecz nie miał odwagi. Wreszcie gdy już zbierał lejce do odjazdu, spytał nieśmiało.