Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jówce niespodziewanie, nieprzytomny, chory, zbolały. Ratowała go jak brata, taki dziwny poryw uczuła do niego odrazu. Gdy znalazła go nieprzytomnego na mchu, na skraju lasu i polany gajówki, wzbudził w niej najpierw gorące współczucie swoją dolą, nieznaną jej jeszcze... Wiedziała tylko, że to żołnierz, poznała to po łachmanach munduru tak poszarpanego, że nie okrywał go nawet dostatecznie. Przy współczuciu ucieszyła się, że będzie miała tego pacjenta pod swoją opieką, że jej przybywa na gajówce wyraźny cel jakiś. Poprzysięgła sobie, że go wyratuje, że on musi wyzdrowieć. I oto, gdy on po raz pierwszy spojrzał na nią temi granatowemi oczami, jeszcze z poza mgły, bez świadomości, już doznała wstrząsu niepojętego dla niej. Wtedy po raz pierwszy zrozumiała, że to nie jest człowiek prosty, że to ktoś, kogo tylko zły los rzucił w taką nędzę bytu, Odczuła w nim brata, odgadła jakiś dramat w jego życiu, podobny do jej dramatu i tembardziej serce jej zabiło do tego towarzysza niedoli. A potem, po tej ich pierwszej rozmowie, gdy wyznał kim jest, serce jej zabiło żywiej. Przecie ona o nim myślała, nie znając go jeszcze wcale, tylko z opowiadań męża. Ten porucznik Jerzy Strzełecki, apoteozowany przez Wacka, był dla niej uosobieniem jakiejś potęgi męskiej, a zarazem wymarzonym typem męskim. Była pewna, że on jest tamtym z lasu, jej złotym snem i pierwszem marzeniem młodości. Zjednoczyła ich odrazu i nie miała wątpliwości, że Jerzy Strzelecki, to tamten nieznany, a ukochany. Wacek kochał go jako zwierzchnika, ona go kochała jako marzenie. Na jakiejś fotografji w grupie oficerów pokazał go jej Wacek. Przyglądała się zawsze uparcie, chciwie. Twarz była niewyraźna, w cieniu, ale ta postać smukła i rycerska była dla niej uosobieniem piękną i wizją tamtego. Ten był w mundurze, tamten w eleganckim myśliwskim stroju... ale to był on... Wyegzaltowała go sobie, wmówiła w siebie, że to on... I potem, gdy ów ranny nędzarz, znaleziony na mchu na skraju polanki, zemdlony,