Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wprawdzie duch polski niezwalczony nigdy, przez żadną przemoc, zerwał się do boju i zwyciężył. Ale ileż ofiar znowu, ile ruiny, ile krwi!... i czy Romek, czy Romek?...
Nie śmiała pomyśleć nawet słowa: czy Romek wróci.
— Wróci, wróci! Boże miłosierny! za bardzo jest kochany. Takie uczucia, takie tęsknoty, muszą zwyciężać! Nie mogą ginąć na marne!...
Okrzyk ten wypadł jakby falą płomieni z ust pani Teresy... W oczach jej zgasły zorze zachodu, ale błyszczała zorza wewnętrznego zapału i wiary.
Młoda kobieta podbiegła do krzyża stojącego na rozdrożu i upadłszy na kolana, przytuliła głowę do tego symbolu męki pańskiej. Objęła go ramionami, z ust jej płynęły rzewne słowa modlitwy żony i matki...
Wieczór zapadł zupełny. Ciemno już było, gdy pani Teresa, wchodząc na dziedziniec dworski, ujrzała przed sobą kucharza z latarnią.
— A co tam Chimku nowego?...
— A czy to pani dziedziczka nie może w domu siedzieć przy dzieciach, na taką ciemnicę jesienną? A to co za niewola, tułać się tak samej, kiedy tam dzieci lament podnoszą, że mamusi niema!... Toć beczą jak jagnięta, że starszy pan i dziadulek uspokoić nie potrafią. Dopiero, jak obiecałem, że pójdę poszukać, to tam trochę przycichły niebożęta. Siedzą teraz wszyscy przy kominku i słuchają, co pan Jerzy prawi.
— Jakto, pan Jerzy wstał, co znowu?...
— A ot, przyszedł gracko do stołowego, i tak jakby nigdy nic! tylko nogą okrutnie zamiata, a w oczach to mu się tak pali... pali...
— Ależ nie można! Rana odnowiona i gorączka była! — zawołała pani Teresa...
— Co mu tam będzie! Już kiedy wojnę przebył, niewolę zmógł i do nas przyszedł, to mu Uchanie nie zaszkodzą.
Pani Teresa wbiegła do domu.