Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem nędzarz, zupełny nędzarz!...
Powieki jego drżące i nabrzmiałe przysłoniły oczy. Pani Teresa dała znak Krzepie, aby wyszedł z pokoju. Starzec ociągał się długo, wreszcie ujrzawszy, że Jerzy otworzył oczy, jął mu dawać znaki rozpaczliwe, na które Jerzy patrzał ze zdumieniem, pani Teresa również. W tem ona, przeniósłszy błyskawicznie wzrok z jednego na drugiego, zbladła bardzo i zduszonym głosem spytała niepewnie:
— Co to? co się dzieje?
Krzepa cofał się do drzwi z załamanemi rękoma. Pani Teresa wówczas porwała gwałtownie Strzełeckiego za ramiona, w oczach miała przerażenie, twarz skurczoną bólem straszliwego podejrzenia.
— Pan wie coś o Romku?! Na Boga, mów pan, błagam!
Strzełecki patrzał na nią również przerażony, nie mógł zrozumieć, o co go właściwie pytają.
— Ależ pani Tereniu...
— Proszę na wszystko, nie ukrywać przedemną, ja widzę znaki porozumiewawcze! Pan wie o Romku coś złego?
W głosie jej było tyle rozpaczy i męki, taka trwoga bezgraniczna, że Strzełecki zrozumiał już wszystko. Zerwał się z poduszek i złożył ręce jak do modlitwy.
— Przysięgam pani najdroższej, że nic nie wiem o Romku, i że go od bardzo dawna nie widziałem. Przysięgam!
— Więc dlaczego dziadulek dawał panu te znaki dziwne?
Zwróciła się do Krzepy, ale „dziadulka“ już w pokoju nie było.
— Widziałem, że mi ten starzec dawał jakieś znaki niezrozumiałe, lecz znaczenia ich nie pojmuję i daję pani na to słowo honoru. Nawet nie wiem, kim jest ten stary człowiek, ujrzałem go, ocknąwszy się ze snu...