Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że o tysiąc procent więcej, niż on tobie. A kiedy tyle dajesz, to możesz tyle również żądać od niego ustępstw rozmaitych. On musi ciebie słuchać, bo ty musisz rządzić majątkiem, nie on. Jakbyś jemu dała prawo do swojej fortuny aj, aj! ja bym już dziś widział płótno w moich kieszeniach. Nawet nasza kasa byłaby za uboga.
Papa Krongold mówił jeszcze długo na temat Wara, ale panna Róża nie bardzo słuchała jego wywodów, zajęta była własnemi myślami. Postępowanie Wara dziwiło ją, nie mogła zrozumieć dlaczego tak zwleka z oświadczynami, których oczekiwała z upragnieniem. Burzyła się w niej gorąca krew wschodnia i duma jej cierpiała nad tem, że dotąd nie może się nazwać narzeczoną Zebrzydowskiego. Kochała go po swojemu namiętnie, a zarazem ambitnie. Zebrzydowski imponował jej urodą, układem, sposobem bycia, tak samo, jak nazwiskiem, lecz trochę się już za długo starał bez żadnych kroków konkretnych.
Panna Róża postanowiła, że wiosenną przejażdżkę zagranicę odbędzie już z narzeczonym. W tym celu, gdy Zebrzydowski tego dnia o zwykłej godzinie zjawił się w bogatem mieszkaniu Krongoldów, panna Róża rozwinęła cały zasób swych wdzięków, kokieterji i czaru, by go nareszcie skłonić do oświadczyn, tak przez nią wymarzonych. Był wieczór dla kilku wybranych osób, z któremi Krongold grał w karty. Panna Róża i Zebrzydowski, pozostawieni sami sobie, pomimo wszelkich starań panny nie doszli jednak do porozumienia. War pił koniak i szampana z wprawą i nonszalancją, jakiej mu niejeden młodzieniec, chcący go naśladować pozazdrościłby, patrzał w oczy panny Róży głęboko, wzrokiem, który działał na nią jak narkotyk. Całował jej wypieszczone ręce aksamitnym dotykiem ust, róże od niego, które ona muskała niedwuznacznie swojemi ustami, przykładał do warg i łapał niemi atłasowe płatki, patrząc na pannę Różę wzrokiem, mówiącym, że pragnie jej ust. Lecz mimo te obopólne manewry do wy-