Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



— Czy my to wszystko mamy zabrać z sobą i z tem uciekać? — spytał Pobóg patrząc na otwartą szkatułę pełną bezcennych klejnotów.
W głosie jego była wątpliwość i niechęć. Olga patrzała także na migotliwe kamienie i kręciła głową niepewnie.
— Przecie tego zostawić nie możecie — rzekła Chazmara. — Toż cały majątek Olgi do zabrania. W Zrubie i bez tego zostaje dużo, ale tamtego dobra nie weźmiecie, a to można.
— Ale jak? To będzie ciężki kamień u naszych nóg. W szkatule to zabrać niemożliwe, a jak schować? W razie rewizji jesteśmy zgubieni — mówił Pobóg zgryźliwie.
— Ja to poniosę, pójdę z wami jako żebraczka, aż na Kaukaz i do Gruzji, w nasze góry, do Tataryjska — rzekła Tatarka.
— Ty pójdziesz z nami? — zdumiała się Olga.
— Pójdę! Taj co? Ja tu sama nie zostanę już więcej. Poradziłam wam dobrze, żeby uciekać do niepodległej Gruzji, w nasze strony, tam najbezpieczniej dla was i ja z wami pójdę! Czekałam na ciebie, to i byłam w Zrubie, ale teraz poco! Do Żruba zawsze trafisz jak pogoda nadejdzie. Wszystko dobro co tu jest zamknę i schowam tak, że nikt tego nie znajdzie. Niech rozbierają nawet mury ruin, to tego nie znajdą. A ty jak kiedy przyjdziesz, znajdziesz.
— Ale czy zdołasz Chazmaro, to daleka droga!
— Pójdę! Ja Tatarka, ja wszystko wytrzymam. Wy kniazie, pany wielkie i tyle trudów i nędzy wytrzymali, a ja nie wytrzymam?? O to się nie bójcie. Jeszcze wam dużą będę pomocą. A teraz trzeba to spakować.