Strona:Helena Mniszek-Powojenni tom 1.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ły rok prawie, choć był mężczyzną młodym i silnym i żadnej innej kobiety nie znał. Ona była dla niego jak święta, a poza nią nikt! Prawda, że była jego niewolnica dobrowolna, ale i on jej niewolnik z miłości.
Olga spuściła oczy i zacisnęła mocno powieki, po chwili z pod jej rzęs czarnych wypłynęły wielkie, ciężkie łzy. Długo trwało milczenie, bardzo długo. Już Chazmara myślała, że Olga usnęła. Wtem zaszemrał jej szept zdławiony:
— On musi być mój! Ja poczęta jestem z wielkiej, szalonej miłości i sama noszę w sobie tę siłę straszną, On musi być mój! Zabiorę go tamtej kobiecie i prędzej życie stracę, niż on odemnie odejdzie.
— A jak odejdzie?
— To przez trupa mego przestąpić będzie musiał. Inaczej nie!
— Ej Olga, Olga! Ty od Borysa siły tej szatańskiej nabrała. Ty Chrystusa słuchaj nie tego, co Borys uczy!
— Kłamiesz, babo! Gdybym ja szła za ideą Borysa, ja bym Romana zabiła raczej niż bym się go dla tamtej wyrzekła. Ale on dla mnie Bóg i siebie tylko dla tej miłości zabić potrafię.
Chazmara westchnęła. Znowu nastała głucha cisza.
— Chryste, zbaw nas grzesznych — zaszemrał cichy głos Chazmary.
— Chryste, zbaw nas — powtórzyła szeptem Olga.
— Ot, tak ty i mów doniu, sokolico ty nasza, gruzinko! Ot tak i mów zawsze a On zbawi.