Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Drogi wuju! Twoja hojność jest bardzo cennem dopełnieniem mego szczęścia... innego, o którem jeszcze nie wiesz. Jestem narzeczonym Luci Elzonowskiej — rzekł młody człowiek, z oczyma błyszczącemi radością.
Wrażenie było ogromne, na razie nie oczekiwane.
Pan Maciej powstał ciężko z fotela i drżący oparł dłonie o poręcz rzeźbioną. Oczy skierował na Bohdana, oczy starcze może już ostatni raz do głębi wzruszone.
Waldemar nie zdziwił się samym faktem ile jego nagłością. Uczuł wielki ciężar na duszy kruszący się w pył. Wyrzuty, które czynił był sobie co do Luci, miały więc umilknąć na zawsze. Był już o nią spokojny.
Uścisnąwszy ulubieńca rzekł serdecznie:
— Wierzę w szczęście wasze, które was szukało i na któreście zasłużyli. Ufam tobie chłopcze, przekonałem się, że potrafisz chcieć. Czego pragniesz, zawsze to zdobędziesz. Przeciwności zwyciężasz. Pozostań takim i nadal.
Gdy pan Maciej całował czoło Bohdana powierzając mu wnuczkę, Waldemar rzekł z zapałem:
— Przyznaj, dziadziu, że mam następcę, godnego rodu Michorowskich.
W dniu zaręczyn młodej pary, zamek głębowicki, głuchy i jakby ciemniejszy od zgonu narzeczonej Waldemara, zajaśniał dawnym przepychem i życiem. Wielka chorągiew, na baszcie, rozwinęła swe błękitne skrzydło. Igrał z niem wiatr majowy, pieściło słońce.
Bohdan, szczupłemu gronu zebranej rodziny, sąsiadom, administracji i tłumom służby miejscowej, przedstawionym został jako przyszły ordynat głębowicki.
Ponieważ był ogólnie lubianym, więc wiadomość przyjęto serdecznie, chociaż ze zdumieniem. Ale na Waldemara spoglądano smutnie.
On zaś po dniu skończonym, przy zorzach wieczornych, myśli swe tęskne z promiennej przeszłości, w której się nurzały, skierował na przyszłość.
Pozostała mu już tylko akcja czynów społecznych, z jej hasłem pójdzie dalej, ona mu będzie wskazówką przewodnią bytu.
Ordynat stojąc na marmurowych schodach przystani, patrzał na szumiącą rzekę, przetkaną zachodem słońca, patrzał na skłon nieba i na świetne korony drzew zwierzyńca, patrzał i myślą