Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze ci tak, ośle!... — wyrzucił Bodzio przez zwarte zęby.
Jednocześnie uczuł ulgę niezmierną, jakby przebudzenie po śnie, w którym się topił. Odrodzony na nowo, z obrazem miłowanej idei w duszy, opuścił Burg. Wracał do realności.




XLII.

W Wiedniu ordynat Waldemar Michorowski udał się przedewszystkiem do hrabiego Dominika. Ten go uspokoił.
— Zaalarmowałem ordynata niepotrzebnie. Bohdan bywa wprawdzie wśród klubowców, ale się nie hazarduje. Węgierscy magnaci wciągają go w grę w karty, lecz daremnie, bo on zbyt powściągliwy.
Herbski odpowiedział Waldemarowi parę faktów, rzucających dobre światło na Bodzia. Młodzieniec umiał się zwalczać.
Hrabia prawie przekonany do niego, nie mógł się dość nadziwić zmianie, zaszłej w jego naturze. Mówił zdumiony, składając zwykłym ruchem splecione ręce na żołądku.
— Był urwis; teraz jest zuch. O! inaczej określić go nie można. Ordynat dobrze mu przepowiedział: będzie z niego człowiek.
— A widzi hrabia! — odrzekł Waldemar z niezwykłem ożywieniem. Ja go wcześniej przeczułem.
— No, narowy jeszcze ma — poprawił się Herbski — ale już mniej szkodliwe. Takie narowy...
— Michorowskich — dodał Waldemar.
Hrabia się skrzywił.
— Nie zupełnie; mniej kulturalne. Ale może, może. Bohdanem kieruje jakaś idea, tylko trudno ją zbadać. Może miłość?...
Waldemar spoważniał.
— Co pan mówi?... E, nie! Chyba coś nowego?
— W każdym razie jakiś ideał ma w duszy — potwierdził Herbski.
Z ulubieńcem swoim ordynat zobaczył się w mieszkaniu hrabiego. Chłopak był uszczęśliwiony tem spotkaniem. Opowiedział Waldemarowi przebieg swej podróży, odniesione z niej korzyści; wykładał śmiało i ze znajomością.
— Jakież masz zamiary — spytał ordynat.
Bodzio nagle poczerwieniał.