Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo szerokie, wuju!... — rzekł trochę nieśmiało.
Waldemar zdziwił się, nie z powodu słów, lecz wyrazem jego twarzy.
— Naprzykład jakie?...
— Widzi wuj, to może śmieszne w mojem położeniu, ale zdaje mi się, że nie głupie. Chcę bardzo pracować, intenzywnie. Być popychadłem, jak w Rusłocku, nie potrafię. Miślę o objęciu posady rozległych zakresów, dającej duże poloty i korzyści materjalne.
— Czy pan wydoła? — spytał Herbski.
— Chcę i muszę. Lecz pierwsze jest dla mnie ważniejsze. Musem nie wszędzie dam się zaprowadzić, ale wola własna poniesie mnie daleko.
Bohdan mówił z przejęciem. Stał prosty, z zapałem w piwnych oczach. Młodzieńcza pierś jego gromadziła w sobie jakby siłę przemożną, która zdawała się ją rozszerzać. Szlachetna egzaltacja zdobiła jego twarz bladawą.
— Hrabia pyta, czy wydołam? Już zrobiłem wiele z siebie samego; zrobię więcej. Czuję młodość; coś we mnie rwie, ale... brak mi rozpędu!
Nerwowo zatrząsł dłońmi.
— Jednak wynajdę dla siebie dalszy widnokrąg. Pragnienie mam ogromne. Ale znowu myślę, że gdybym celu dosięgnął może straciłbym już werwę... Tego się boję. Mam wrażenie, że człowiek, zdobywszy jakąś placówkę wymarzoną, choćby szedł do niej z poszarpanemi od trudu stopami, gdy już ją ma, jest... jakby to powiedzieć?... jakiś skończony, czyli ma świadomość, że nic już nadto nie zrobi. To smutne! bo wtedy się pewno gnuśnieje?
— Dlaczego? Można iść stale wzwyż — rzekł Waldemar.
Bohdan skrzywił usta z powątpiewaniem.
— To rzadko! Przeważnie w takich razach oczekuje się tylko... oklasków, jeśli nawet nie pomnika. Sytość duchowa to to samo może, co pełność żołądka — napawa sennością i zatraca czyn.
Nagle roześmiał się szczerze, swawolnie i błysnął oczyma.
— Ha! ha! przedwcześnie się martwię. Ja i... oklaski? Ja i... pomnik?... Sytość duchowa i zbytki tym podobne. Ha! to nie dla ciebie, Bodziu; ty tego nie osiągniesz.
Śmiał się trochę boleśnie i znowu rzekł, zaciskając dłonie: