Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Porzuć złudzenia. Idź w swój istotny świat, o dawnem środowisku zapomnij.
Młodzieniec wstrząsnął się, jak pod zimnym prysznicem. Duma wezbrana złością, ugryzła go boleśnie.
— Prawda! Prawda! Poco ja tu?!
Żal niesłychany błagał o litość, ale trzeźwa rzeczywistość chłostała. Obowiązek jął go coraz ostrzej tyranizować swą mową.
— Przyjechałeś uczyć się, korzystać; płacą za ciebie, a ty — hulasz?!...
Serce zalała mu krew.
Duma cisnęła mu do oczu straszny widok zrujnowanego Czerczyna, matkę opuszczoną, biedną, bankrutkę po dwuch synach i jego samego ze zgiętym karkiem pod drzwiami magnackiego zamku. Cisnęła mu nędzę przyszłych upokorzeń, wiecznej żebraniny i pukania do łaskawości miljonowego wuja, ordynata. Cisnęła mu wzgardę i niechęć.
Pokusa dawała mu słodkie nadzieje.
Duma rzucała obelgę.
Bohdan snuł się obok Burgu niby pijany. Chciał wyrwać pokusę z piersi, ale i dumę chciał odrzucić precz.
Obie mu dokuczały.
Zjawa upadłego Czerczyna zwyciężyła.
Michorowski stanowczym krokiem ruszył przed siebie, mijając pałac.
Wtem zobaczył, że chłopak z gazetami ucieka, ile sił starczy. Papiery rozpadały się po drodze.
Bodzio się obejrzał.
Szyldwach w bramie pałacu stał przed swą budką i prezentował broń.
Ukazał się odkryty powóz, w nim zaś cesarz i arcyksiężniczka Marja Beatrycza.
Młodzieniec stanął jak zdrętwiały.
Paru przechodzących mężczyzn odkryło głowy w ukłonach.
Bohdanem szarpnął nagły wstyd. Wtem spotkał wzrok arcyksiężniczki. Wzrok chłodny, obojętny, matowy, taki sam, jakim patrzała na szyldwacha w bramie. Zanim ochłonął, zobaczył już daleko lśniący powóz i duży kapelusz Beatryczy.
— Nie poznała mnie.
Śmiech szyderczy, wściekły, śmiech zwyciężonej dumy zatargał jego piersią.