Strona:Helena Mniszek-Ordynat Michorowski.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz pani rozumie? Kocham nad życie i bez wzajemności. Dlatego właśnie oszalałem chwilowo dla tamtej.
— Szkoda, że — tamta nie nazywała się Julja Capuletti i że się to działo w Weronie. Na Romea ma pan duże zdolności — szydziła Lucia.
Brochwicz stał jak biczowany, bez słowa, niemal z rozkoszą bolesną.
Baronówna powstała z kanapki.
— Niechże pan nareszcie nie pozwoli na szyderstwa. Niech pan zabroni mi tego! Niech pan nie będzie tak tragicznie zgnębiony i... i.... taki pokorny. Nie znoszę tego! brzydzę się pokorą! — wybuchnęła z irytacją.
Hrabia podszedł do niej i wyciągnął ręce.
— Żegnam panią! Odchodzę. Ironja kobiety ukochanej może w mężczyźnie wywołać nawet brutalność, ale tylko wtedy, gdy on posiada jej miłość. Gdy jest przeciwnie, ona jest panią położenia, jemu zaś pozostaje jako jedyna obrona... cierpliwość.
Ucałował ręce Luci z uczuciem. Dwie łzy zaszkliły mu na rzęsach.
— Żegnam panią i... proszę...
— Panie Jerzy... A gdybym ja... pomimo wszystko... chciała być pańską żoną?... Czy... pan by mnie zechciał — rzekła Lucia, poruszona do głębi.
— Czy to nowe szyderstwo? — spytał patrząc jej w oczy.
— Nie: mówię szczerze.
— Panno Luciu!... Więc pani?...
Niestety, nie kocham pana, pan wie o tem, ale... męczę się i ja strasznie. Jeśli mnie pan zechce taką, to... może będziemy... uspokojeni...
Jerzy tulił jej ręce do piersi. Szeptem ledwo słyszanym, zapytał:
— A... tamte nadzieje... pani już pogrzebała?
Lucia wzdrygnęła się.
— Prawie.
— Jednak... pani jest niepewną?...
Baronówna spojrzała błagalnie.
— Proszę, nie mówmy o tem. Chce mnie pan, czy nie?
— Pragnę cię, wielbię i chciałbym cię ukoić, upieścić, abyś zapomniała o swej niedoli. Jednak... daj mi trochę nadzieji, że... z czasem pokochasz mnie, Luciu... Luciu moja!